Smoki z Siebengebirge

Za siedmioma górami, za siedmioma lasami… Czyli gdzieś obok Königswinter w Nadrenii Północnej-Westfalii. Otwierające odcinek „Romantycznego Renu” lasy Siedmiogórza (Siebengebirge) istotnie przenoszą w krainę baśni i legend. A co najważniejsze, mają smoki!

Kraina wulkanów

Siebengebirge są tak naprawdę zbiorem co najmniej 40 pagórków, zaokrąglonych do magicznej liczby 7. Magiczne noszą też nazwy: Smocza Skała, Zamek Chmur, Dolina Słowików, Dziewiczy Gaj, Lwie Zamczysko… Nic tylko wędrować pośród tych zaczarowanych lasów i zbierać ich historie.

Większość pagórków stanowią wygasłe wulkany. Źródła mówią mi, że ostatnia aktywność wulkaniczna miała tu miejsce miliony lat przed pojawieniem się człowieka. Trudno mi jednak uwierzyć, że wszystkie opowiadane w tym regionie legendy o ziejących ogniem smokach nie są w jakiś sposób powiązane z górami plującymi lawą. Zdarzało się przecież, że geolodzy dopiero niedawno odkrywali dowody pradawnych erupcji, o których dopowiadały dotąd jedynie mity ludów Pacyfiku czy Alaski. Być może zatem wśród smoczych tradycji Siebengebirge ukryta jest sugestia, że sen tutejszych wulkanów nie zawsze był tak głęboki jak nam się wydaje.

Pieśń o Nibelungach

W jednej z legend, piękną dziewicę z Drachenfels, przed pożarciem przez straszliwego smoka chroni siła jej wiary. W innej, żarłoczny smok atakuje płynący po Renie statek z siarką i ginie razem z jego załogą w wielkiej eksplozji.

Najbardziej jednak znaną legendą dotyczącą Siedmiogórza jest ta pochodząca z najstarszego eposu języka niemieckiego – Pieśni o Nibelungach. To tutaj właśnie Zygfryd, młody książe z Xanten, zabił smoka i skąpał się w jego krwi, stając się dzięki temu odpornym na rany. Podczas makabrycznej kąpieli jednak spadł na niego listek lipowy, przez co na plecach pozostał mu jeden jedyny słaby punkt. Punkt ten, jak zapewne możecie się domyślić, okazał się później jego zgubą.

Saga Rodu Wölsungów

O przygodach Zygfryda, albo raczej Sigurda opowiada także spisana w podobnym czasie islandzka Saga Rodu Wölsungów. Oprócz znacznej różnicy poglądów na temat głównego wątku romantycznego, skandynawska wersja uzupełnia też motyw samego smoka, dając mu imię i przeszłość.

Fafnir bowiem nie zawsze był smokiem. Niegdyś był synem króla krasnoludów Hreidmara. Gdy jednak jego ojciec wszedł w posiadanie przeklętego złotego pierścienia, Fafnira opętała dzika chciwość. Zabił ojca i uciekł z pierścieniem na szczyt góry, gdzie obsesyjnie go strzegąc powoli zamieniał się w okropnego gada.

Motywy te brzmieć mogą znajomo głównie ze względu na panów J.R.R. Tolkiena, który czerpał wiele inspiracji z islandzkich sag oraz Ryszarda Wagnera, który połączył legendy niemieckie i skandynawskie w monumentalny cykl operowy.

Nibelungenhalle

Temu ostatniemu na 100 rocznicę narodzin postawiono w połowie drogi na szczyt Drachenfels osobliwą galerię sztuki. Nibelungenhalle to secesyjna budowla mieszcząca inspirowane cyklem o Pierścieniu Nibelungów obrazy autorstwa Hermanna Hendricha.

Dla Hendricha nie był to jedyny taki projekt. Wcześniej postawił w Thale w górach Harz Walpurgishalle ilustrującą wędrówkę Fausta i Mefistofelesa na sabat czarownic, zaś w Szklarskiej Porębie niegdyś stała analogiczna Sagenhalle, skupiająca się na legendzie Rübezahla. Niestety Sagenhalle nie przetrwała powojennej zawieruchy.

Oprócz klimatycznych obrazów Hendricha, przenoszących w mglisty świat nordyckich bogów i herosów, w Nibelungenhalle można zobaczyć też przekuty przez Zygfryda legendarny miecz Notung, przyjrzeć się mechanicznemu jaszczurowi z silnikiem od kosiarki oraz obejrzeć niesamowitą scenę walki ze smokiem z filmu Fritza Langa z 1924

Grota Fafnira

Skromny bilet wstępu do Nibelungenhalle obejmuje ponadto jeszcze dwie powiązane atrakcje. Zaraz po wyjściu z halli ciasny tunel prowadzi do porośniętej bluszczem groty, do której wejścia strzeże ogromny kamienny Fafnir. Wygrzewający się na słońcu betonowy gad, zgodnie z wagnerowskim libretto „leży i posiada”. Głównie monety wrzucane przez gości do jego stawu. Ale robi to bardzo dumnie!

Tu chyba jest odpowiedni moment, aby wytłumaczyć że mój szczególny entuzjazm i sympatia do smoka Fafnira wynikać może z faktu, że dzieli on imię z moim majestatycznym wieprzem morskim. Nasz domowy Fafnir przeważnie leży i posiada marchewkę. Ale jest przy tym równie groźny.

Reptilienzoo

Kolejny kamienny tunel zaprowadził nas do świata żywych smoków. W kameralnym gadzim zoo można było stanąć twarzą w twarz z współczesnymi potomkami lindenwurmów i wiwern – pięknymi agamami, grubymi wężami i ogromnymi aligatorami łypiącymi groźnie ze swoich sadzawek.

Całe to spotkanie odebrało mi resztki sympatii do bezlitosnego smokobójcy Zygfryda.

Smoczy Zamek

Większość odwiedzających sprowadza na górę jednak nie Fafnir, a wybudowany zaraz obok niesamowity pałac Drachenburg.

Ta neogotycka rezydencja w cudowny sposób łączy romantyczne wyobrażenia o średniowiecznych twierdzach z dobrodziejstwami nowoczesnych (przynajmniej w 1884) technologii. Jej bajeczne wieże i zachwycające pełne przepychu wnętrza są owocem pracy szeregu specyficznych właścicieli, o których możecie przeczytać w artykule Ekscentrycy z Drachenburga.

Ruiny Drachenfels

O ile Drachenburg jest tylko romantyczną imitacją zamku, o tyle na samym szczycie wzgórza o jego prawdziwej średniowiecznej historii wciąż przypominają ruiny XII-wiecznego zamku Drachenfels.

Niegdyś Drachenfels strzegł strategicznych kamieniołomów trachytu. Podobieństwo nazwy „trachyt” do niemieckiego „drachen” jest niestety przypadkowe (sprawdzałam). Tym nie mniej nazwanie go „smoczym kamieniem” nie byłoby aż tak dalekie od prawdy, gdyż jest to, bądź co bądź, skała magmowa. Trachyt był wydobywany z południowego zbocza Drachenfels od czasów rzymskich i był między innymi głównym budulcem katedry w Kolonii.

W czasie wojny 30-letniej zamek Drachenfels uległ znacznym zniszczeniom. Następnie z jego spalonych murów przez kolejne dziesięciolecia mieszkańcy Königswinter rozkradali trachytowe bloki, aż została z nich jedynie skromna ruina.

Przed dalszą dewastacją uratował ją dopiero rząd pruski, otaczając Drachenfels ochroną zabytków. W XIX w. bowiem malownicze ruiny stały się symbolem regionu i jednym z ulubionych motywów pejzaży Reńskiego Romantyzmu.

Na koniec oddam może głos Lordowi Byronowi, który podróżując po Renie w 1816 uwiecznił tą okolicę w „Wędrówkach Childe Harolda”:

Z skał Drachenfelsu zamek dumny
Spogląda chmurnie w Renu wody;
Pieni swe nurty strumień szumny,
Winne obsiadły brzeg ogrody,
Wzgórza kwitnący las porasta,
Pola obfite wróżą płody,
Licznie rozsiane wokół miasta
Pośród słonecznej lśnią pogody:
Podwójna rozkosz w tym widoku,
Gdybyś ty była przy mym boku!

– tłum. Jan Kasprowicz

Komentarze

  1. Widzę, że zachwycamy się tymi samymi miejscami!! ? Świetnie przygotowany tekst. Mi Königswinter tak się podobało, że byłam dwa razy. Mam takie samo zdjęcie pagórków, ale u mnie jeszcze są szare! Pozdrawiam ?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.