Uśpiony Cesarz pod górą Kyffhäuser

Wiele legend krąży wokół cesarza Fryderyka I Barbarossy. Powiadają że stary cesarz nie umarł wcale w drodze na Wyprawę Krzyżową, lecz jedynie zapadł w głęboki sen. Śni on do dziś, w kamiennej sali, głęboko pod górą Kyffhäuser w Turyngii, zaś jego ognista broda nie przestała rosnąć, przebijając marmurowy stół i owijając się wokół niego trzykrotnie. Cesarz obudzi się gdy kraj będzie w najgłębszej potrzebie. Powiesi wtedy swą tarczę na martwym drzewie a ono wnet odżyje, wypuści świeże pąki i nastaną lepsze czasy.

Co jednak, jeżeli za tą znaną legendą kryją się echa znacznie starszych praktyk? Niepokojące znaleziska archeologiczne z jaskiń w głębi Kyffhäuser zdają się odsłaniać znacznie dawniejszą i mroczniejszą prawdę o tym miejscu. Kto zatem, lub co naprawdę śpi pod górą? I czy mamy się czego obawiać gdy się obudzi?

Król Śpiący w Górze

Jeżeli legenda o Barbarossie brzmi znajomo to nic dziwnego. Motyw mitycznego władcy śpiącego pod górą jest szeroko rozpowszechniony w całej Europie. U nas podobną historię opowiada się o rycerzu śpiącym pod Giewontem. W Danii jest to hrabia Ogier. Na wyspach Brytyjskich według niektórych podań Król Artur nie odpłynął do Avalonu a jedynie czeka na swój czas w jednej z walijskich jaskiń. W samych Niemczech zresztą istnieje bliźniacza legenda mówiąca o Karolu Wielkim śpiącym pod górą Unterberg.

W systematyce motywów folklorystycznych Aarne-Thompsona-Uthera, wykorzystywanej przez badaczy legend i baśni na całym świecie, motyw ten nosi oznaczenie D1960.2: „Król śpiący w górze”. Wszystkie historie opowiadają o przebudzeniu się owej legendarnej postaci wtedy gdy kraj będzie w potrzebie. To jeden z najtrwalszych i najbardziej rozpowszechnionych wątków europejskiego folkloru, który mimo upływu wieków i zmian kulturowych zachował swój podstawowy kształt. 

Skąd wziął się ten uporczywie powracający motyw? Badacze wskazują na kilka możliwych źródeł. Według niektórych, legendy te są przekształceniem dawnych kultów przodków i herosów – wiary, że zmarli wielcy wodzowie nadal czuwają nad swoim ludem. Inni jednak doszukują się tu śladów wierzeń w chtoniczne bóstwa górskie, kontrolujące siły podziemi.

Patrząc przez ten pryzmat, spróbujmy przekopać się przez warstwy mitu o Barbarossie i dotrzeć do jego głębi.

Fryderyk I Barbarossa

Zacznijmy od naszego bohatera. Fryderyk I Barbarossa był władcą, którego czyny budziły podziw, a legenda rosła jeszcze za jego życia. Wysoki, silny, z płomiennorudą brodą, uchodził za ideał cnót rycerskich. W swoich rządach dążył do umocnienia władzy cesarskiej w Niemczech i podporządkowania północnych Włoch, co doprowadziło do długotrwałych konfliktów z miastami lombardzkimi. Był jednak wybitnym wodzem, a jego charyzma i zdolności bojowe budziły szacunek zarówno wśród sojuszników, jak i wrogów.

Gdy zatem w 1189 roku wyruszył na III Wyprawę Krzyżową, wielu wierzyło, że to on, a nie król Francji ani Anglii, poprowadzi chrześcijaństwo do zwycięstwa i odzyska Jerozolimę. Jego armia, największa spośród krzyżowców, przeszła przez Bałkany i pokonała Turków w Anatolii. Jednak w 1190 roku, podczas kąpieli w rzece Salef, cesarz niespodziewanie… utonął. Jego śmierć była tak nagła, tak wstrząsająca, że współcześni kronikarze pisali o “gniewie Boga”. Cesarz, który pokonywał armie, zginął w płytkiej rzece – ironia losu, która pogrążyła wojsko w chaosie, a kraj w rozpaczy.

Fryderyków dwóch

Co ciekawe, legenda o uśpionym cesarzu pierwotnie wcale nie dotyczyła Barbarossy, lecz jego wnuka – Fryderyka II. To właśnie wieść o jego śmierci – równie nagłej co Barbarossy – wydawała się wielu współczesnym zbyt nieprawdopodobna, by mogła być prawdziwa. Fryderyk II był ostatnim wielkim cesarzem z rodu Hohenstaufów i zaciekłym wrogiem władzy papieskiej. Jego przeciwnicy już wcześniej wielokrotnie fałszywie ogłaszali jego zgon. Trudno się zatem dziwić, że to wokół jego postaci zaczęły powstawać teorie spiskowe. Wierzono, że cesarz wcale nie umarł, a jedynie ukrywa się przed swoimi wrogami i lada dzień wróci aby wygnać chciwych biskupów, oswobodzić lud z kajdan kościoła i zaprowadzić w Rzeszy prawdziwy pokój.

Mijały jednak lata, a potem pokolenia, a Fryderyk II nie wracał. Teoria przekształciła się w legendę. Tymczasowa kryjówka w magiczny sen. W miarę jak pamięć o tamtych czasach blakła, przestało mieć też znaczenie, który Fryderyk śpi pod górą – pierwszy czy drugi. Wyobraźnia ludowa nie znosi bowiem spoczynku. Tka stale nowe historie ze starych wątków. Choć detale się zmieniają, osnowa pozostaje ta sama. Czasem jednak aby dostrzec jej prawdziwe nici, trzeba się nauczyć wychwytywać pewne słowa kluczowe.

Góra Dusz

Przekonanie, że miejscem snu cesarza jest konkretnie sąsiadujące z Harzem pasmo gór Kyffhäuser utrwaliło się dosyć wcześnie, bo już w Kronice Heskiej spisanej w latach 1300-1350. Skojarzenie to jest jednak dosyć zaskakujące.

Na szczycie Kyffhäuserburgberg, faktycznie znajdował się kiedyś zamek, który Barbarossa nawet odwiedził kilkukrotnie. Nie była to jednak jego główna rezydencja ani miejsce o szczególnym znaczeniu dla jego panowania. Znacznie bardziej uzasadnionym wyborem byłoby cesarskie palatium w Tilleda, lub kompleks pałacowy w Gelnhausen – dzieło samego Barbarossy, będące jednym z jego kluczowych ośrodków.

Pasmo Kyffhauser należało jednak do tzw. „Gór Dusz” (Seeleberge) – szczytów otoczonych aurą tajemnicy i ludowych podań. A takie miejsca zawsze przyciągały do siebie wszystkie legendy niczym magnes.

Zdarzyło się w roku 1669, że pewien pastuch ze wsi Reblingen, spotkał na swej drodze do Nordhausen małego człowieczka, który zaprowadził go do groty Barbarossy głęboko w górze Kyffhäuser. Wewnątrz groty, młodzian ujrzał samego cesarza, śpiącego na kamiennym tronie wśród swoich rycerzy również zamienionych w głazy.

Zbudzony przez intruza Barbarossa otworzył swe ciężkie oczy i zadał mu pytanie

„Czy kruki wciąż latają wokół mej góry?”

„Tak, latają”, odpowiedział przerażony pastuch.

„Zatem śnić muszę kolejne 100 lat…”, odrzekł cesarz i ponownie zapadł w sen.

Kyffhäuserdenkmal

Gdy w 1871 roku proklamowano II Rzeszę Niemiecką, nowe cesarstwo potrzebowało więcej niż granic i armii. A czym żywią się młode imperia jeśli nie legendami? W całym kraju budowano pomniki narodowe gloryfikujące narodowe mity: Herman Cherusek, Straż nad Renem, Bitwa Narodów. Oraz cesarz Wilhelm I – przede wszystkim cesarz Wilhelm I.

Nie inny los spotkał także ruiny zamku Kyffhäuser. W 1896 roku odsłonięto tu pomnik-kolos: 81-metrową wieżę zwieńczoną posągiem Wilhelma I na koniu. W otoczeniu postaci Minerwy i Marsa Wilhelm wznosi się ponad wykutym w skale Barbarossą, który właśnie budzi się ze snu. 

Neoromańskie detale, masywne cokoły, czerwony piaskowiec – wszystko miało rysować ciągłość między Hohenstaufami a Hohenzollernami. “Białobrody wypełnił przepowiednię Rudobrodego”, zdaje się mówić pomnik.

Zaprojektowany przez Bruno Schmitza, jednego z czołowych architektów niemieckich tamtej epoki, miał oddawać ducha czasów Barbarossy: wszechobecne łuki, geometryczne wzory, stylizowane reliefy rycerzy i dzikich bestii. A jednak w całej romańskości tej ornamentyki, moje skojarzenia nieoczekiwanie wędrują do… prekolumbijskiej sztuki Azteków. Może to te węże. A może to tylko złudzenie. 

Pomnik ma w założeniu przedstawiać legendę Kyffhäuser, ale jego projekt nie pozostawia złudzeń kto jest jego prawdziwym bohaterem. Wśród chwały nowego cesarza sam Barbarossa zdaje się niknąć w kamieniu, wtapiając się w surową skałę niczym w ołtarz na szczycie kamieniołomu, a czerwień piaskowca i moje myśli wciąż krążące wśród Azteków wiodą skojarzenia do ludzkiej krwi barwiącej stopnie mezoamerykańskich piramid.

Duchy zamkowej studni

Aby otrząsnąć się z tych dziwnych skojarzeń odchodzę od ołtarza części głównej  pomnika i idę obejrzeć co zostało z ruin dawnego zamku Reichsburg Kyffhausen. Choć potężna niegdyś twierdza cesarska popadła w ruinę, wciąż można dostrzec ślady jej dawnej wielkości. Fragmenty murów obronnych, pozwalają wyobrazić sobie rozległość zamkowego kompleksu. Szczególnie dobrze zachowany jest dolny dziedziniec. Zachowała się też Barbarossaturm, masywna romańska wieża, z której oglądać można rozległe widoki na całą Złotą Niwę i wzniesienia Harzu.

Niedaleko wieży pozostała także stara studnia zamkowa. Wykuta w skale w XII wieku, za czasów Barbarossy, osiąga głębokość 176 metrów co czyni ją najgłębszą studnią zamkową na świecie. Już w czasie jej używania opowiadano o niej legendy:

W wiosce Tilleda żyła pracowita służąca, która w Wielką Sobotę postanowiła zaczerpnąć Osterwasser – wody wielkanocnej, znanej z cudownych właściwości. Miejscowe dziewczęta zwykle brały ją z leśnego źródła u podnóża góry, lecz służąca usłyszała, że jeszcze potężniejsza moc kryje się w wodzie ze studni zamkowej na szczycie Kyffhäuser.

Odważnie wyruszyła nocą, przynosząc dwa wiadra wody. Ponieważ do północy było jeszcze daleko, wróciła po kolejne. Gdy po raz trzeci napełniała naczynia, przerażający głos ostrzegł ją: Dziewczyno, nie waż się wracać po więcej!”. Przestraszona, uciekła do domu i wylała ostatnią wodę do beczki.

Następnego ranka okazało się, że woda zamieniła się w najprzedniejsze wino. 

Dziś w ramach atrakcji turystycznej ze specjalnego automatu można kupić specjalne kamyczki – „kamienie nerkowe Rudobrodego” i wrzucić je do studni. Plusk słychać dopiero po 6 sekundach lotu. Wtedy zaś z głębin odzywa się nagrany głos Barbarossy, zagniewany, że burzy się jego spokój. 

Grota Barbarossy

Na próżno jednak szukać źródeł legendy na powierzchni. W poszukiwaniu Barbarossy trzeba się dostać do wnętrza góry. Pasmo Kyffhäuser pelne jest jaskiń. Największą i najbardziej okazałą z nich nazwano Grotą Barbarossy. Znajduje się całkiem niedaleko od Kyffhäuserdenkmal i dzisiaj jest udostępniona do zwiedzania.

Imponujący labirynt skalnych hal prowadzi wśród turkusowych podziemnych jeziorek. Ich lustrzane tafle odbijają niesamowite wzory sklepienia niczym kalejdoskop. Zamiast jednak wapiennych stalaktytów, z sufitu gdzieniegdzie odklejają się warstwy skalne i zwisają niczym płaty zdartych skór w garbarni. Jaskinia ta jest bowiem jedną z dwóch istniejących na świecie jaskiń Anhydrytowych i prawdziwą geologiczną rzadkością.

W jej centralnej komnacie znaleźć można pusty tron i świetlistą koronę, które mają nawiązywać do mitu o uśpionym cesarzu.

Kości pod Kosackenberg

Grota Barbarossy to jednak nie jedyna Jaskinia w górach Kyffhäuser. Na południowym zboczu masywu w rejonie zwanym Kosackenberg, ukryte wśród gęstych zarośli wejścia do systemu jaskiń przez długi czas pozostawały zapomniane. Dopiero w latach 1951–1957 przeprowadzono tam szeroko zakrojone badania archeologiczne, które ujawniły mroczną tajemnicę tego miejsca.

Jaskinie, których jest około dwudziestu, okazały się miejscem intensywnych praktyk kultowych sięgających epoki brązu (1700–600 p.n.e.). Znaleziono w nich liczne przedmioty ofiarne, w tym: wrzeciona i przęśliki, igły i szpile, ozdoby z brązu, drewniane skrzynki z brzozowej kory i misterne supły z lnianych sznurów.

Najbardziej wstrząsające odkrycia pochodziły jednak z pojedynczego wąskiego szybu skalnego – naturalnej szczeliny o szerokości niespełna jednego metra i długości około 20 metrów, która została wypełniona darami ofiarnymi na wysokość 15 metrów. Wśród tych ofiar znajdowały się jednak nie tylko przedmioty, ale i ludzie. Archeolodzy natrafili na około 15 000 fragmentów kości, należących do co najmniej 130 osób – z czego większość stanowiły dzieci i młodzież. Analiza śladów na kościach ujawniła makabryczne szczegóły: nacięcia ostrymi narzędziami, ślady przypieczenia, a także charakterystyczne wklęsłe odbicia gdzie kości mogły przylegać do naczynia podczas gotowania. Wiele kości nosiło też ślady rozłupywania, co wskazuje na celowe wydobywanie szpiku.

Prowadzący badania prof. Günter Behm-Blancke analizując kontekst znalezisk, wysunął hipotezę, że mamy tu do czynienia z praktykami kanibalizmu o charakterze religijnym. Z mroczną komunią czczonej tu podziemnej bogini płodności i urodzaju. Ofiary były zabijane, a następnie spożywane w ramach rytualnej uczty, która miała na celu zjednoczenie wspólnoty z bóstwem.

Uczta u Frau Holle

Kim była ta tajemnicza istota, której kult pozostawił po sobie szczątki dzieci w jaskiniach Kyffhäuser? W mrokach prehistorii trudno wskazać jej oryginalne imię, lecz tu wracamy do legend i baśni, które, przekazywane z ust do ust, często noszą w sobie wiedzę dawniejszą niż pierwsze kroniki. Możemy się z nich dowiedzieć np. że w Turyngii i Hesji najbardziej znane Góry Dusz – Hörselberg, Hoher Meißner i Kyffhäuser – powiązane są szczególnie mocno z jedną mityczną postacią: Frau Holle. 

Jej królestwo rozciągało się tam, gdzie ziemia łączy się z zaświatami: w głębinach studni, w mrocznych jaskiniach, pod taflą zamarzniętych jezior. Była władczynią zamieci, panią Dzikiego Gonu, prowadzącą dusze zmarłych przez nocne niebo. Nadzorowała prace domowe – jej wrzeciono wyznaczało ludzki los, a kądziel płonęła w rękach leniwych. Wierzono, że gdy mgła spowija zbocza, to Frau Holle rozpala ogień w podziemiach, a gdy wiosna się opóźniała, wrzucano chleb do studni i wołano jej imię by ją zbudzić.

A jednak w powszechnej świadomości z tej potężnej, groźnej bogini pozostała jedynie… dobrotliwa staruszka z jednej z najpopularniejszych baśni braci Grimm – „Pani Zamieć”. Jakże daleko jej do tej, która żądała ofiar w jaskiniach Kosackenberg! Czy jednak w tej pozornie niewinnej opowieści dla dzieci można wciąż dostrzec echa jej prawdziwej natury?

Pewnego dnia dobra i pracowita dziewczyna siedziała przy studni, przędąc przędzę. Palce miała już poranione od pracy, a krople krwi splamiły nić. Chcąc je oczyścić, nachyliła się nad wodą, ale wrzeciono wyślizgnęło się z jej dłoni i z pluskiem zniknęło w głębinie. Przestraszona, pobiegła do macochy, ale ta nakazała jej wskoczyć do studni i wydobyć zgubę.

Zrozpaczona dziewczyna zebrała odwagę i rzuciła się w dół. Zamiast jednak utonąć, spadła na łąkę pełną kwiatów. […] Idąc przed siebie, trafiła do chaty, gdzie zza drzwi wyjrzała staruszka o wielkich zębach. – Nie bój się – rzekła dobrotliwie. – Jeśli zostaniesz u mnie i będziesz porządnie trzepać pościel, aż puch będzie padać jak śnieg, dobrze ci się tu powiedzie. Jam jest Frau Holle.

I rzeczywiście! Dziewczyna miała wszystkiego pod dostatkiem – codziennie jadła mięso pieczone lub gotowane, a łóżko było jej miękkie jak puch. Pracowała chętnie, bo Frau Holle była dla niej łaskawa, i wcale nie tęskniła za dawnym, surowym domem.

Studnia jako brama do zaświatów, wrzeciono rzucone w ofierze, gospodyni będąca patronką kobiecych prac, a jednocześnie posiadająca przerażające ostre zęby… Trudno nie dostrzec tych znajomych elementów w pozornie niewinnej opowieści. Zastanawiam się nawet, czy wzmianka Grimmów o “mięsie pieczonym lub gotowanym”, którym Frau Holle karmiła dziewczynę, jest jedynie zabiegiem stylistycznym podkreślającym dostatek, czy też nieświadomie zachowaną wskazówką na dawne rytuały pod górą.

Mos Teutonicus

Wróćmy jednak jeszcze na koniec do cesarza Barbarossy. Śmierć w dalekich krajach była nie lada wyzwaniem. Nie godnym bowiem było aby szczątki rycerzy czy władców spoczywały w dalekiej muzułmańskiej ziemi, zaś długi transport był problematyczny przez procesy rozkładu zwłok.

W odróżnieniu od Francuzów i Anglików, którzy w takich przypadkach preferowali balsamowanie, możni Świętego Cesarstwa praktykowali tzw. „mos teutonicus” – „zwyczaj niemiecki”. Była to metoda oddzielania kości od tkanek, poprzez gotowanie zwłok w wodzie, winie bądź mleku.

Barbarossa był ostatnim cesarzem, którego tak potraktowano zanim praktyka ta została zakazana w 1299 przez bullę papieską. Ciało Czerwonobrodego rozczłonkowano a następnie wygotowano w wielkim kotle aż mięso samo oddzieliło się od kości. Dopiero tak przygotowane kości mogły wracać do domu.

Źródła:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.