Guglmänner: zakapturzeni mściciele Ludwika II

„To było morderstwo!” głosi hasło na tarczach trzech zakapturzonych postaci, stojących na brzegu jeziora Starnberskiego. To Guglmänner – członkowie tajnego bawarskiego stowarzyszenia, które od ponad 100 lat walczy o sprawiedliwość dla ich ukochanego króla Ludwika II, którego zwłoki znaleziono w tym właśnie miejscu 13 czerwca 1886 roku. Tajemnicze okoliczności jego śmierci do dziś nie zostały wyjaśnione, co dało początek licznym teoriom spiskowym. Czy jest w nich ziarno prawdy?

W cieniu Łabędziego Zamku

Zamek Neuschwanstein kojarzą zapewne wszyscy (nawet jeżeli próbują wypierać z pamięci jego dźwięczną niemiecką nazwę). Bajkowy „Zamek Śpiącej Królewny” jest chyba najbardziej rozpoznawalnym zamkiem świata. Co roku ściąga niemal półtora miliona turystów z najdalszych zakątków globu. Ciężko byłoby mi dodać zatem cokolwiek nowego do dostępnego wszędzie zbioru informacji praktycznych w kwestii dojazdu lub zwiedzania jego imponujących wnętrz. Chciałabym jednak przybliżyć wam smutne wydarzenia, których zamek ten był świadkiem.

Jego pomysłodawca, bawarski król Ludwik II Wittelsbach był być może ostatnim monarchą swego typu. Nazywano go Baśniowym Królem. Pragnął emulować monarchię absolutną francuskiego Króla Słońce. Chciał być mecenasem sztuki, duchowym przywódcą swojego ludu, inspirującym królem-symbolem niczym z legend, na których się wychowywał. Trafił jednak na schyłek XIX wieku – na epokę industrializacji i militaryzacji. Na czas zmierzchu dawnych monarchii. Na okres, w którym agresywna polityka Prus doprowadziła do zjednoczenia Niemiec i utraty niezależności oraz znaczenia przez królestwo Bawarii.

Być może Ludwik po prostu urodził się za późno. Być może nie nadążał za światem. Nie dziwi zatem, że marzył o miejscu, w którym mógłby się schronić przed przytłaczającą go rzeczywistością. O twierdzy do której mógłby uciec w świat legend i wagnerowskich oper. Takim azylem miał być Neuschwanstein, budowany w górach, w których Ludwik spędził swoje dzieciństwo.

Łabędzi Zamek, nad którym prace trwały już od 1869 r. nigdy jednak nie został ukończony, zaś król zdążył spędzić w nim zaledwie 172 dni. W 1886 r bawarska rada ministrów uznała Ludwika za szalonego i niezdolnego do sprawowania władzy. 12 czerwca król został pojmany na dziedzińcu Neuschwanstein.

Śmierć Baśniowego Króla

Opinię ekspercką na temat stanu psychicznego Ludwika wydał dr. Bernhard von Gudden, opierając się jedynie na sporządzonym przez ministrów dokumencie, listującym wszystkie ekscentryczne i nietypowe zachowania króla. Gudden nigdy nie przebadał samego pacjenta i nigdy nie weryfikował tej listy. “Jak może mnie pan uznawać za szalonego? Dopiero mnie pan przecież spotkał,” miał rzekomo pytać Ludwik, gdy wieziono go do zakładu psychiatrycznego w zamku Berg nad jeziorem Starnberskim i umieszczono pod opieką doktora Guddena. Na pierwszą wieść o intencjach ministrów Ludwik podobno chciał rzucić się z tarasu Neuschwanstein. Teraz jednak świeżo deponowany monarcha wydawał się dosyć spokojny. Wykazywał dużą chęć współpracy z psychiatrą, zupełnie jakby zaszło jakieś nieporozumienie, które prosto będzie wyjaśnić.

Następnego dnia po przyjeździe do Berg, 13 czerwca 1886, Gudden zabrał Ludwika na spacer po terenie zamkowego parku. Ze względu na ustępliwość pacjenta, doktor zdecydował się zrezygnować ze straży. Obu mężczyzn po raz ostatni widziano ok. 18:30. Dwie godziny później ich zwłoki znaleziono dryfujące przy brzegu jeziora.

Oficjalnie śmierć króla zaklasyfikowano jako samobójstwo przez utopienie.

Bractwo Czarnych Kapturów

19 czerwca ulicami Monachium przeszedł kondukt pogrzebowy. Królewskiemu karawanowi towarzyszyło 25 zakapturzonych żałobników niosących białe pochodnie i herby rodziny królewskiej. Była to stara tradycja, sięgająca XIII wieku. Czarni kapturnicy towarzyszyli m.in. ostatniej drodze Fryderyka Barbarossy. W 1818 zwyczaj ten wpisano do bawarskiej konstytucji. Pod kapturami występowali przeważnie członkowie służby domowej zmarłego. W ten sposób mogli brać udział w oficjalnym pogrzebie mimo swojego niskiego stanu. Ich kaptury zaś nazywały się “gugel” stąd ich nazwa “Guglmänner”.

Guglmänner Ludwika II – ostatni królewscy żałobnicy Bawarii – nigdy jednak nie spoczęli. Bawaria miała już wtedy barwną historię tajnych stowarzyszeń: od Różokrzyżowców, wolnomularskiego zakonu Ścisłej Obserwy do słynnych Bawarskich Illuminatów. To na ich kształt właśnie Guglmänner przekształcili się w tajne bractwo i do dnia dzisiejszego próbują wyegzekwować sprawiedliwość dla swojego króla. Jako swoje motto przyjęli “Media vita in morte sumus (pośrodku żywota w śmierci jesteśmy)”.

Świadectwa zbrodni

Guglmänner zaczęli być widoczni medialnie dopiero pod koniec lat 90tych. W 2014 zaś wydali swój pierwszy film dokumentalny zatytułowany „Królobójstwo”. Przedstawiają w nim wszystkie nieścisłości jakie pojawiają się przy śmierci Ludwika II. Dlaczego np. w raporcie z autopsji nie stwierdzono wody w płucach monarchy? Dlaczego zegarek kieszonkowy doktora zatrzymał się 72 minuty po zegarku Ludwika? Dlaczego kapelusze obu mężczyzn zostały znalezione suche na brzegu naprzeciwko dryfujących ciał, a nie w miejscu gdzie wbiegli do wody i gdzie widoczne były ślady ich szamotaniny?

Co więcej, na sporządzonym na miejscu szkicu kryminalistycznym znaleźć można także zaznaczone równoległe ślady wyżłobione na dnie jeziora przez czubki butów króla. To sugeruje że jego zwłoki nie dryfowały bezwładnie na falach, lecz były przez pewien czas ciągnięte w linii prostej!

Kolejnym podejrzanym wątkiem jest królewski rybak Jacob Lidl. Był on obecny na miejscu tragedii i według oficjalnej wersji pomagał w poszukiwaniach, gdyż przypadkiem jego łódź była najbliżej. Zaraz po tych wydarzeniach jednak Lidl w tajemniczy sposób znacząco się wzbogacił. Później nawet został burmistrzem znajdującej się nad jeziorem miejscowości Berg. Na łożu śmierci miał jednak rzekomo wyznać córce, że przymuszono go do milczenia o wydarzeniach tamtego dnia.

W rzeczywistości zaś, Lidl był na miejscu ponieważ był częścią przygotowanego planu ucieczki króla. Na drugim brzegu jeziora czekać na nich miała sama Sisi, Cesarzowa Austrii – od dzieciństwa wierna przyjaciółka Ludwika. Według Guglmänner plan ten pokrzyżować miał wysłany przez Bismarcka asasyn. Uzbrojony w ultra-chichą wiatrówkę, zastrzelił Ludwika dwoma strzałami w plecy w momencie gdy ten wdrapywał się do łodzi Lidla aby uciec ku wolności.

„Sarkofag jest pusty!”

Brzmi jak kolejna teoria spiskowa dla fanów filmów z żółtymi napisami, powiecie, i trudno się z tym nie zgodzić. Plan ucieczki wydaje się trochę naciągany. Jednak prosto by dowieść lub zaprzeczyć stawianym przez Guglmänner teoriom. Wystarczyłoby wykazać, że w szczątkach Ludwika II nie ma śladu ran postrzałowych. Do tego nie byłaby nawet potrzebna ekshumacja – wystarczyłoby prześwietlenie królewskiego grobowca. Na to jednak do dziś nie zgadza się rodzina Wittelsbachów.

„Naturalna wrażliwość krewnych”, można by pomyśleć, gdyby nie jeden fakt: to przecież rodzina Ludwika stała za spiskiem odsunięcia Ludwika od władzy.

Ludwik był bezdzietny. Koronę po nim, zgodnie z konstytucją przejął jego młodszy brat Otto. Ten jednak był uznany za szalonego i zamknięty w zakładzie psychiatrycznym już w 1875. Rządy zatem de facto sprawował jako regent ich wuj, Luitpold – ten sam który przewodził spiskowi rady ministrów. W 1913 zaś, to właśnie syn Luitpolda, Ludwik III został koronowany na następnego i ostatniego króla Bawarii.

Zatem jeżeli komuś zależałoby na ukryciu prawdy to najbardziej Wittelsbachom!

To właśnie ten trop myślowy doprowadził do kolejnej kampanii Bractwa Czarnych Kapturów. Starali się udowodnić, że znajdujący się w kościele św Michała w Monachium sarkofag Ludwika II w rzeczywistości jest pusty. Ciało bowiem usunięto w obawie, że ktoś odkryje w nim dowody zbrodni. Oprócz kolejnych teatralnych wystąpień nad jeziorem Starnberskim, Guglmänner podobno próbowali któregoś razu przemycić kamerę na wózku pod spód sarkofagu aby sfilmować znajdujące się w jego dnie dziwne otwory, które rzekomo miałyby potwierdzać, że nie ma w nim ciała.

Cena marzeń

Często się spotykam z opinią że Ludwik dla swoich kaprysów budowniczych rujnował skarbiec Bawarski i dopiero po jego śmierci wydatki te zaczęły się zwracać za sprawą turystyki. Nigdy nie było to jednak prawdą. Swoje zamki (zarówno Neuschwanstein, Herrenchiemsee jak i Linderhoff) Ludwik fundował z własnej kieszeni. A to znaczy z kieszeni Wittelsbachów. Ta zaś dosyć szybko się wyczerpała, zmuszając go do szukania pożyczek. Problemem zatem nie było przepuszczanie bawarskiego budżetu na własne fantazje. Problemem było stopniowe uzależnianie się głowy państwa od coraz większej ilości wierzycieli, którzy mogliby później wywierać na nim polityczną presję.

Taka sytuacja miała np. miejsce już w 1870. Ludwik był początkowo skrajnie sceptyczny do pomysłu zjednoczenia Niemiec pod przywództwem Prus. To jednak on ostatecznie podpisał pod dyktando Bismarcka list wzywający pruskiego króla Wilhelma do przyjęcia cesarskiej korony. Był to ostatni dokument potrzebny, aby zjednoczenie niemiec stało się możliwe. Nie sposób nie połączyć nagłej zmiany zdania Ludwika z “Gadzim Funduszem” Bismarcka – tajnymi środkami, które pruski kanclerz mógł wedle własnego uznania wykorzystywać na przekupstwa w interesie stanu.

Stwierdzenie, że za możliwość budowy Neuschwanstein Ludwik sprzedał suwerenność Bawarii byłoby może lekko krzywdzące – Bismarck tak czy inaczej nie zostawiłby mu wyboru. Jednak zachwycając się widokiem bajkowego zamku czasem warto się zastanowić kto był jego sekretnym fundatorem.

Dlaczego Ludwik musiał umrzeć?

Ludwik ostentacyjnie nie pojawił się na proklamacji odnowienia Cesarstwa Niemieckiego w Wersalu. Potem zaś coraz bardziej wycofywał się z życia publicznego, skupiając się na budowie swoich zamków i wspieraniu produkcji oper Wagnera.

Bismarckowi było to tylko na rękę. Czy mógłby sobie bowiem wymarzyć łatwiejszego człowieka na tronie jedynego niemieckiego królestwa, którego potęga mogłaby konkurować z Prusami? Dlatego gdy ministrowie zwrócili się do niego ze swoim planem odsunięcia Ludwika od władzy, Bismarck wcale ich nie poparł. “Ministrowie chcą poświęcić Króla aby uratować swoje stołki”, miał stwierdzić złośliwie, decydując ostatecznie że nie będzie się mieszał do wewnętrznej polityki Bawarii.

Dlaczego zatem to jego Guglmänner tak bardzo nienawidzą?

Sprawa rozbija się o rzekomy plan ucieczki Ludwika. Guglmänner twierdzą że gdyby Ludwikowi udało się zbiec do Austrii, Bismarck obawiał się, że mógłby tam zostać wykorzystany przez Franciszka Józefa jako marionetka aby wzniecić w Bawarii antypruskie powstanie, które miałoby szansę rozbić młode Cesarstwo Niemieckie. A do tego żelazny kanclerz nie mógł dopuścić. Stąd zatem decyzja o zlikwidowaniu Ludwika.

Szaleństwa Króla Ludwika

Czy Ludwik II naprawdę był chory psychicznie? To pytanie zadają sobie do dziś historycy i psychiatrzy z detektywistycznymi zamiłowaniami.

Ludwik z całą pewnością miał szereg ekscentrycznych zachowań. Był patologicznie nieśmiały i często unikał nawet własnej służby, zostawiając kategoryczne instrukcje jak i kiedy wolno się służącym przemieszczać. W zimną pogodę jadał na zewnątrz, w upały zaś potrafił chodzić w grubym płaszczu. Cierpiał na bezsenność. Od 1875 stopniowo zamieniał noc w dzień, zasługując w pełni na przydomek “Król Ksieżyc” – lustrzane odbicie tak podziwianego przez siebie “Króla Słońce”. W niektóre noce mieszkańcy alpejskich wsi sąsiadujących z zamkami Ludwika widywali jak wśród zimowego krajobrazu ich król przejeżdżał się saniami w towarzystwie służących ubranych w XVIII-wieczną liberię.

Czy są to wystarczające dowody do zdiagnozowania paranoi (tak bowiem brzmiała oficjalna diagnoza dra. Guddena)? Równie dobrze symptomy te pasują do likantropii (pozdrowienia dla fanów Gabriel Knight 2 ;)). A może były to po prostu nieszkodliwe wybryki króla, którego odsunięto od jakiejkolwiek rzeczywistej władzy?

“Król nie był szalony; Był jedynie ekscentrykiem, żyjącym w świecie marzeń. Gdyby traktowali go łagodniej być może oszczędziło by mu to tak strasznego końca”.

Tak o Ludwiku wypowiadała się najbliżej go znająca Sisi.

Co ciekawe, Ludwik miał też duże poparcie ludu. Nie uważano go wcale za rozrzutnika pokroju Marii Antoniny. Wręcz przeciwnie – budowa zamków dawała nowe miejsca pracy. Dlatego, gdy ministrowie po raz pierwszy pojawili się u bram Neuschwanstein z zamiarem pojmania króla, zostali przez okoliczną ludność po prostu wygonieni. Czy zatem Ludwik mógł być rzeczywiście monarchą tak złym, że trzeba go było ubezwłasnowolnić?

“Chcę pozostać wieczną tajemnicą dla siebie i innych.”

Tak miał kiedyś powiedzieć młody Ludwik. Nie mógł wiedzieć jak bardzo spełni się jego życzenie.

Monument godny Króla

Guglmänner nadal sporadycznie pojawiają się w mediach. Szacuje się że jest ich obecnie ok. 30. Nikt jednak nie zna ich tożsamości. Do ich bractwa nie można się tak po prostu zapisać. To oni sami kontaktują się z kandydatami. “Dyskrecja, cnoty rycerskie oraz oddanie prawdzie o królu Ludwiku” to cechy którymi musi wykazać się kandydat, aby zwrócić uwagę Czarnych Kapturów.

Oprócz akcji uświadamiających prowadzą oni także inicjatywy mające na celu pielęgnowanie pamięci o Ludwiku. Ich ostatnim pomysłem jest upamiętnienie Ludwika ogromnym pomnikiem – królewską głową wykutą w alpejskim zboczu Kempenwand. Zupełnie niczym słynna Mount Rushmore. Przygotowali nawet wizualizację tego projektu:

Przesadne? Nierealne? Może. Ale zwraca uwagę. A gdyby nie teatralne akcje zakapturzonych postaci to czy ktokolwiek chciałby zainteresować się jeszcze zbrodnią sprzed półtora wieku? Ekscentryczność i rozmach kolejnych projektów Guglmänner brzmi trochę jak sposób radzenia sobie z ich rzeczywistą bezsilnością. Być może dlatego tak dobrze rozumieją swojego króla…

Źródła:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.