Bitwa w Lesie Teutoburskim: historia mitu

Na zalesionym wzgórzu nieopodal Detmold stoi posąg antycznego wojownika. Mosiężny kolos w skrzydlatym hełmie triumfalnie wyciąga miecz ku niebu. To Hermannsdenkmal – Pomnik Hermanna. Upamiętnia germańskiego wodza Arminiusza, którego zaskakujące zwycięstwo nad trzema rzymskimi legionami urosło w XIX w. do rangi mitu założycielskiego Niemiec.

Co jednak naprawdę się zdarzyło w Lesie Teutoburskim? Jak i kiedy Arminiusz wyewoluował w Hermanna? I kto wybudował mu pomnik? Czasami dalsze dzieje mitu potrafią być równie ciekawe co samo wydarzenie, które go zapoczątkowało.

Germania Romana

Po podboju Galii przez Juliusza Cezara granica cywilizowanego świata przesunęła się nad Ren. Na zachodnim brzegu rzeki powstały pierwsze rzymskie miasta, zaś po jej drugiej stronie rozpoczynały się dzikie krainy Germanów. Pełne ponurych bagien i gęstych nieprzeniknionych lasów, zamieszkałe były przez mnogie, lecz słabo zorganizowane plemiona barbarzyńców, które raz po raz organizowały łupieżcze wyprawy na tereny Imperium. Aby ukrócić ten proceder, Rzymianie przeprowadzili w latach 12-9 p.n.e. szereg kampanii prewencyjno-ekspansywnych.

Na ich czele stanął Druzus Starszy. Przedzierając się w głąb Germanii, poprowadził rzymskie wojska dalej niż jakikolwiek generał przed nim, docierając aż nad brzeg Łaby. Przed dalszymi podbojami miało go dopiero powstrzymać dziwne spotkanie z germańską kapłanką – „kobietą nadludzkiego wzrostu” – która, przemawiając płynną łaciną, wieszczyła mu rychłą śmierć. Ile w tym prawdy, a ile  zamiłowania do dramatyzowania u rzymskich kronikarzy, trudno stwierdzić. Faktem jest jednak, że podczas zarządzonego niespodziewanie odwrotu Druzus spadł niefortunnie z konia i już miesiąc później nie żył.

Przez kolejne lata dzieło podboju kontynuował brat Druzusa, przyszły cesarz Tyberiusz. Nie przesunął (nie śmiał?) nowej granicy dalej niż Łaba, ale znacznie umocnił pozycję Rzymu na już zdobytych terenach i doprowadził do pacyfikacji większości z zamieszkujących je plemion. Podbił Kanninefatów, Chattuarów i Brukterów, Markomanów wpędził na wschód, zaś Chatów i Cherusków  podporządkował sobie jako nowych „przyjaciół ludu rzymskiego”. Utworzona w wyniku kampanii Druzusa i Tyberiusza nowa prowincja między Renem a Łabą była jednak wciąż daleka od przyjęcia pax romana.

Publiusz Kwintyliusz Warus

Bitwa w Lesie Teutoburskim - Warus przyjmuje germańskich wodzów
„Warus przyjmuje germańskich wodzów w obozie” (1714)
wikimedia commons

W 8 r. n.e. zdolności przywódcze Tyberiusza potrzebne były do stłumienia buntu w Panonii. Jego miejsce jako namiestnika Germanii zajął Publiusz Kwintyliusz Warus. Nie był on wykwalifikowanym dowódcą – był typem bardziej administratora niż generała. Swą karierę polityczną zawdzięczał w dużej mierze wżenieniu się w rodzinę cesarza Augusta.

Germania była wtedy jednak już innym miejscem niż wtedy, gdy Druzus przybył tam po raz pierwszy. Nastroje wśród miejscowej ludności były co najmniej ambiwalentne. Część pokonanych plemion chętnie się integrowała, widząc we współpracy z Rzymianami szansę na rozwój. Nawiązywali współpracę handlową, przyjmowali rzymskie wynalazki i naśladowali rzymską modę. Frakcje romano-sceptyczne oczywiście wciąż istniały, jednak były zbyt zastraszone niedawnym pokazem siły i bezwzględności Rzymian, żeby zdobywać się na jakiekolwiek działanie. Sądzono zatem że Warus i trzy podwładne mu legiony doskonale sobie poradzą z banalnymi zadaniami, takimi jak zbieranie podatków i planowanie budowy dróg.

Arminiusz ze szczepu Cherusków

Bitwa w Lesie Teutoburskim - Pożegnanie Arminiusza
Johannes Gehrts – „Pożegnanie Arminiusza” (1884),
Lippisches Landes Museum, Detmold

Arminiusz, syn wodza zaprzyjaźnionych z Rzymianami Cherusków, wydawał się być ideałem nowego Germanina. Za młodu był oddany na edukację do Rzymu, gdzie został wyszkolony na oficera. Swoimi zasługami w Galii i Panonii dorobił się nawet rzymskiego obywatelstwa i statusu ekwity.

„Potomek znakomitego rodu, dzielny w boju, odznaczał się Arminiusz bystrym umysłem, inteligencją więcej niż barbarzyńską i żarem ducha, przebijającym również z twarzy i oczu

Tak nad Armniuszem rozpływał się Wellejusz Paterkulus.

W 8 r.n.e. Arminiusz powrócił w rodzinne strony, na wieść o śmierci swojego ojca. Bywał częstym gościem w obozie Rzymian, gdzie zapewniał o nieustającej sympatii swojego plemienia i oferował pomoc logistyczną. Swoim serdecznym usposobieniem i doskonałą znajomością rzymskiej etykiety szybko zyskał zaufanie Warusa i stał się jego bliskim doradcą.  Rzymianin nie domyślał się, że cała ta życzliwość jest tylko maską, pod którą kryje się krwawe marzenie o zniszczeniu Cesarstwa. Arminiusz potajemnie jeździł do wodzów wszystkich okolicznych plemion, namawiając ich do zjednoczenia się i wywołania pierwszego ogólnogermańskiego powstania.

Bitwa w Lesie Teutoburskim

Po latach spędzonych w rzymskiej armii Arminiusz znał doskonale jej potęgę i efektywność. Dobrze rozumiał, że w otwartej bitwie germańscy wojownicy, preferujący odważny, acz indywidualny styl walki, nie mieliby szans ze zdyscyplinowanymi formacjami Rzymian. Konieczny był podstęp.

Idealna okazja nadarzyła się gdy Rzymianie, stacjonujący przez okres letni w obozie nad Wezerą (najprawdopodobniej obok dzisiejszego Minden), zbierali się, aby wrócić na zimę za Ren do bazy w Castra Vetera (Xanten). Arminiusz zaproponował alternatywną, wygodniejszą trasę przemarszu, zaś Warus niewiele wahając się dał poprowadzić się swojemu „przyjacielowi” na nieznane ścieżki. Ścieżki, które stawały się coraz bardziej kręte i wąskie. Wolno posuwająca się naprzód kolumna wojska wydłużyła się do 20km. Na trasie czyhali już germańscy włócznicy.

Bitwa, nazywana dziś u Niemców Varusschlacht, rozpoczęła się 9 września 9 r. n.e. Po stronie Germanów, oprócz Cherusków, walczyli wojownicy z plemion Brukterów, Chatów, Chauków, Marsów i Sigambrów. Kluczowym sprzymierzeńcem germanów okazał się jednak sam mroczny las. W gęstwinie drzew, na dzikim bagnistym terenie, wśród jesiennych deszczy, Rzymianie nie mieli szans uformować swoich szyków bojowych. Byli niemalże bezbronni wobec nieustających ataków zza konarów. Powolna rzeź Rzymian trwała trzy dni, przez które byli oni co prawda w stanie wybudować prowizoryczny obóz, lecz nie mogli przedrzeć się dalej. Ostatniego dnia Warus, widząc nieuchronną klęskę, rzucił się na własny miecz. To samo uczynili jego oficerowie.

Pozbawieni dowództwa legioniści postradali resztki dyscypliny, lecz wtedy nawet dezercja nie była już możliwa. Trzy doborowe legiony rzymskie zostały wycięte w pień. Niedobitków brano w niewolę, aby później w świętych gajach złożyć ich w ofierze okrutnym germańskim bogom. Z 20 tys. legionistów i kilkunastu tys. wojsk pomocniczych uciec udało się zaledwie kilkunastu żołnierzom, którzy mogli opowiedzieć historię.

Klęska, która zatrząsła Cesarstwem

Dowiedziawszy się o wydarzeniach w Germanii, cesarz Oktawian August był tak zdruzgotany, że miał rzekomo tygodniami błąkać się po pałacu wykrzykując „Warusie, zwróć mi moje legiony!”. Numery poległych legionów XVII, XVIII i XIX nigdy więcej nie zostały użyte. Była to pierwsza tego rozmiaru porażka Rzymu w jego własnych prowincjach. Pielęgnowane latami przekonanie o niezwyciężoności rzymskiej armii nagle zostało podważone, zaś na mieszkańców Imperium znów spadł strach przed furor teutonicus.

Historyczne zwycięstwo barbarzyńców nie było jednak trwałe. Odwet Augusta był zaś zdecydowany. Wkrótce posłał on Germanika (syna Druzusa) aby pomścił legiony Warusa. Ten zaś szedł jak burza, nie ukazując Germanom nigdy więcej słabości takiej jak Warus.

W 15 r. n.e. Germanik odnalazł miejsce bitwy, a na nim bielejące szczątki poległych rzymian. Wyprawił im należyty pogrzeb. Udało mu się też odzyskać jednego z utraconych orłów. Wielokrotnie spotykał w boju Arminiusza i za każdym razem go pokonywał, jak na przykład pod Idistaviso. Temu jednak udawało się wciąż umykać. Germanikowi udało się pojmać jedynie żonę Arminiusza.

Tusnelda

Bitwa w Lesie Teutoburskim - Tusnelda
Posąg barbarzyńskiej branki z Loggia dei Lanzi, powszechnie uważany za podobiznę Tusneldy

Czym byłaby dobra historia bez tragicznego wątku miłosnego? Tusnelda była córką Segestesa, członka pro-rzymskiej cheruskiej elity. Za młodu obiecana była Arminiuszowi. Widząc jego powstańcze zapędy, Segestes zmienił jednak zdanie i próbował nie dopuścić do związku. Posunął się nawet do tego, aby donieść Warusowi o szykowanej pułapce. Jego oskarżenia zostały jednak potraktowane jako wynik wewnętrznych waśni między Germanami i zignorowane z tragicznym skutkiem.

Po klęsce Warusa Tusnelda uciekła z domu i poślubiła Arminiusza. Gdy on był jednak zajęty odpieraniem kolejnych ataków Rzymian, Segestes uprowadził Tusneldę z powrotem do swojego grodu.

Przed gniewem Arminiusza uchroniło go w ostatniej chwili tylko przybycie Germanika. Aby dowieść swojej wierności Rzymowi, Segestes wydał Germanikowi własną córkę, która wtedy była już w ciąży.

„Twoją rzeczą będzie rozważyć, co jest miarodajne, czy to, że z Arminiusza poczęła, czy to, że mnie swe życie zawdzięcza.”

Segestes, wg. Tacyta

Tusnelda w niewoli powiła syna, któremu nadała imię Tumelik. W 15 r. p.n.e. oboje zostali poprowadzeni w wielkim triumfie Germanika. Segestes, który był przyjmowany u Rzymian z honorami, był obecny na triumfie i przyglądał się procesji swojej rodziny z trybun.

Potem słuch o całej trójce zaginął. Tacyt co prawda sugerował, że fortuna miała jeszcze wielkie plany dla Tumelika i obiecywał, że napisze o nich więcej stosownym czasie, lecz albo jest on nikczemnym kłamcą, albo uczynił to w jednym z zaginionych tomów swoich Roczników, wobec czego przepraszam za tego nikczemnego kłamcę, ale po prostu mam wiele uczuć przez ten antyczny cliffhanger.

Smutny koniec Arminiusza

Jeżeli zaś chodzi o Arminiusza, to jeszcze przez 12 lat uprzykrzał życie Rzymianom. Nigdy więcej jednak nie udało mu się powtórzyć zwycięstwa podobnego do tego w teutoburskich gęstwinach. Wbrew nadziei, nie udało mu się też porwać do walki nowych sojuszników. Tuż po bitwie nakazał posłać głowę Warusa do Marboda, króla Markomanów. Markomani byli wówczas najpotężniejszym z germańskich plemion, pozostających poza wpływem Rzymu. Z sojuszem z Marbodem Arminiusz wiązał więc największe nadzieje. Marbod jednak od razu odesłał głowę Warusa do Rzymu, aby tam mogli ją pochować z należytym szacunkiem. W wyniku tego Arminiusz musiał walczyć nie tylko z Rzymianami, ale też z innymi germańskimi plemionami, a nawet własnym bratem Flawusem, który pozostał wierny Rzymowi.

Nad Tybrem zaś tylko zacierali ręce, przyglądając się jak słynna strategia „Dziel i Rządź” realizuje się samoistnie, bez potrzeby jakiejkolwiek ingerencji. Ostatecznie Arminiusz nie zginął z rąk Rzymian, ani też nie poległ w chwalebnej bitwie. Został otruty przez członków własnej rodziny, którzy obawiali się, że ma zbyt wielkie ambicje. Zwycięstwo w Lesie Teutoburskim nie miało trwałych skutków militarnych, a plemiona germańskie bardzo szybko wróciły do dawnych wewnętrznych waśni.

Rzymianie ostatecznie zrezygnowali z dalszych prób podboju Germanii. U podstaw takiej decyzji można znaleźć dużo powodów strategicznych (niepokoje we wschodnich prowincjach wymagały większej uwagi), politycznych (nowemu princepsowi Tyberiuszowi nie na rękę była rosnąca sława Germanika) i ekonomicznych (zalesione tereny Germanii po prostu nie były warte funduszy inwestowanych w kolejne kampanie). Tym niemniej, nie da się przecenić symbolicznego wymiaru bitwy w Lesie Teutoburskim. Po tej porażce Rzym nigdy już nie odzyskał terenów na wschodzie, zaś 400 lat później to właśnie plemiona zza Renu stanęły u wrót Wiecznego Miasta i dopełniły jego upadku.

Narodziny Hermanna

Na tym skończyła się historia Arminiusza, jednak jego rola nie dobiegła wcale końca. Przez wieki opisy bitwy, spisane przez rzymskich historyków, kurzyły się gdzieś w starych bibliotekach, nie wzbudzając większego zainteresowania. Trudno zresztą oczekiwać, żeby w bądź co bądź Świętym Cesarstwie Rzymskim historia poganina kompromitującego Cesarstwo Rzymskie, przywodziła jakieś miłe skojarzenia.  

Ponowne odkrycie manuskryptów Tacyta i wydanie ich drukiem czasowo pokrywało się dopiero z początkiem reformacji. Samemu Marcinowi Lutrowi zresztą Arminiusz zawdzięcza swój rebranding. Imię „Arminiusz” najprawdopodobniej bowiem nie było jego prawdziwym imieniem, tylko rzymskim przezwiskiem. Luter wysunął tezę, że mogła to być zromanizowana forma staro-wysoko-niemieckiego imienia Hermann („Herr – man” czyli „przywódca wojenny”).

Pod tym zatem, bardziej swojskim, mianem, dzielny Cherusek zaczął występować w literaturze, pobudzając wyobraźnię kolejnych pokoleń. Był jednym z ulubionych tematów Friedricha Gottlieba Klopstocka. Poeta ten dla swoich dramatów hermannowych próbował wręcz wypromować nowy gatunek literacki: „Bardit” miał być utworem scenicznym o tematyce antyczno-patriotycznej, nawiązującym do wspomnianej przez Tacyta germańskiej pieśni bojowej „barditus”. Gatunek na szczęście umarł wraz z Klopstockiem.

Prawdziwą pieśń bojową napisał jednak w 1808 Heinrich von Kleist. Po klęsce III Koalicji przeciwko Napoleonowi i rozwiązaniu Świętego Cesarstwa Rzymskiego większość księstw niemieckich znalazła się pod kontrolą francuską. Kleist, w swoim propagandowym dramacie „Hermannschlacht”, sięgnął po postać legendarnego wodza, jednoczącego wszystkich Niemców przeciw najeźdźcy z zachodu, aby porwać współczesnych mu do walki o niepodległość. Jego mroczniejsza i bardziej upolityczniona historia Bitwy w Lesie Teutoburskim sprawiła, że wkrótce Hermanna znał każdy Niemiec.

Hermannsdenkmal

Hermanna znał też pewien rzeźbiarz – urodzony w Ansbach Ernst von Bandel. Od najmłodszych lat owładnięty był historią wodza Cherusków. Swą misją życia uczynił zatem postawienie Hermannowi ogromnego pomnika. Fundusze zaczął zbierać od osób prywatnych, zaś na miejsce postawienia pomnika wybrał samotne wzgórze nieopodal Detmold w Lesie Teutoburskim, gdyż niegdyś myślano, że to tam miała miejsce decydująca bitwa.  

Budowa rozpoczęła się w 1838 r., jednak wkrótce zmieniły się nastroje w kraju. Wolność, o którą tak walczyli wychowani na Hermannie romantycy, okazała się mieć formę autokratycznych rządów i cenzury politycznej. Upadek rewolucji marcowej w 1848, rozwiał zaś wiosennoludowe nadzieje na zjednoczone Niemcy. Spadł zatem zapał w narodzie do inicjatyw typy pomniki. Z powodu braku finansowania, przez ponad 20 lat na detmoldzkim wzgórzu stał i straszył zaledwie pusty cokół.

Bandel nie przestawał jednak marzyć, cierpliwie czekając na odpowiedni moment. Ów nadszedł dopiero w 1871, wraz z wygraniem wojny niemiecko-francuskiej i utworzeniem nowego Cesarstwa Niemieckiego. Zjednoczone Niemcy zalała nowa fala nacjonalizmu i historycznej dumy. Nagle projekt Bandla zaczął być sprawą wagi państwowej i uzyskał natychmiastowe dofinansowanie od Reichstagu.

pomnik Arminiusza w Detmold

Hermannsdenkmal oddano do użytku w 1875, podczas wielkiej fety na 30 tys. ludzi, na której był obecny sam cesarz Wilhelm I. Wybudowany na stalowej konstrukcji z 200 miedzianych płyt kolos mierzył 53.44 m. i był w swoim czasie najwyższym tego typu pomnikiem na świecie.

Ukończenie pomnika kosztowało 75-letniego Bandla resztki zdrowia. Majątek już dawno utracił, próbując utrzymać projekt przy życiu przez najtrudniejsze lata, tak więc po otwarciu pomnika, rzeźbiarz w zasadzie nie miał dokąd wracać. Pozostał zatem na wzgórzu u stóp Hermanna. Mieszkając w swojej skromnej budzie robotniczej mógł obserwować ilu ludzi codziennie przychodzi i czerpie radość z jego dzieła. Zmarł zaledwie rok później. Dziś jego buda „Bandel-Hütte” mieści interesującą wystawę o procesie konstrukcji pomnika.

Bohater na każdy ustrój

W dalszych latach Hermann swoje widział: grupy żołnierzy robiących sobie pamiątkowe zdjęcia przed wyruszeniem na front Pierwszej Wojny, fantazyjne spotkania poprzebieranych pangermanistów za czasów Republiki Weimerskiej, faszystowskie wiece i przemówienia Hitlera…  

Po wojnie pamięć o Hermannie była pielęgnowana głównie w NRD. Dorobiono mu tam nawet piękną nową interpretację jako bohatera klasowego, który walczył ze zdradzieckimi elitami i zgniłym zachodem.

W samym Detmold, które znalazło się po zachodniej stronie żelaznej kurtyny, nie do końca wiedziano co zrobić z kwestią gigantycznego Germanina wymachującego mieczem w kierunku Francji. Próbowano go bronić, argumentami, że przecież depcze fasces i orła – symbole kojarzone z Trzecią Rzeszą. Ale jakiś niesmak pozostał. Dopiero upadek muru i ponowne zjednoczenie kraju umożliwiło kolejne przepisanie postaci Hermanna, tym razem jako po prostu ojca idei zjednoczonych Niemiec.

Dzisiaj „Hermann the German” jest głównie atrakcją turystyczną i maskotką okręgu Lieppe. Stoi wzdłuż popularnego szlaku Hermannsweg prowadzącego przez najpiękniejsze zakątki Lasu Teutoburskiego. U jego stóp zaś odbywają się koncerty i zajęcia fitness.

W poszukiwaniu pola bitwy

Założenie, że to Detmold było miejscem bitwy, było dosyć przypadkowe. W swojej relacji, Tacyt był skąpy, jeżeli chodziło o geograficzne szczegóły „Saltus Teutoburgensis”. Istniało zatem wiele miejscowości roszczących sobie prawa do miana lokalizacji „bitwy, która zmieniła świat”. Po wybudowaniu pomnika Detmold dosyć niezasłużenie uzuropowało sobie oficjalny tytuł miasta Klęski Warusowej.

Tymczasem w latach 1970-tych pewien brytyjski archeolog Tonny Clunn, wędrując z wykrywaczem metalu, zaczął znajdować podejrzanie dużo rzymskich artefaktów w Kalkriese, małej wiosce na obrzeżach Osnabrücku, jakieś 100km na północny zachód od Detmold. Oprócz monet z wizerunkiem Augusta, znajdował też groty, połamane sprzączki i części uzbrojenia, sugerujące jakąś większą potyczkę. Uwaga badaczy historii germańsko-romańskiej natychmiast zwróciła się w kierunku niepozornej wioski. I podczas kiedy w Detmold siano oburzenie, że „Jak to tak!? Przecież Kalkriese nawet nie znajduje się w Lesie Teutoburskim!”, w Kalkriese po prostu skupiono się na prowadzeniu wnikliwych badań terenowych. Kolejne wykopywane przedmioty coraz bardziej potwierdzały nową hipotezę i teraz już z dużą pewnością przyjmuje się że bitwa rozegrała się właśnie tam.

Dwa muzea, jedna bitwa

W Kalkriese mieści się teraz park archeologiczny opowiadający o żmudnym procesie odnajdywania pola bitwy, a także o historycznym podłożu samej bitwy, jej przebiegu i konsekwencjach.

Jeżeli zaś chodzi o Detmold, to, zamiast pogodzić się z nową rzeczywistością, miasto postanowiło ją radośnie ignorować, uciekając w świat mitów i legend. Turyści przyciągnięci przez pomnik Hermanna mogą w lokalnym Lippisches Landesmuseum obejrzeć wspaniałą wystawę stałą „Mythos Varusschlacht”, na której wciąż z sympatią i pewną dozą rozbawienia pielęgnowany jest stary mit o skrzydłogłowym Hermannie, dumnej Tusneldzie i ich dawnym przymierzu z Lasem.

Lippisches Landesmuseum Detmold

https://lippisches-landesmuseum.de/

Nie przestanie mnie zadziwiać to, jak diametralnie różne podejście do tego samego tematu prezentują oba muzea. Osobiście znacznie bardziej przypadło mi do gustu kameralne muzeum w Detmold. Otoczona ze wszystkich stron malowidłami leśnych herosów wręcz rozpływałam się w swoim ukochanym XIX wiecznym klimacie. Park w Kalkriese może być za to o wiele atrakcyjniejszy dla młodszych, gdyż większość eksponatów jest interaktywna/grywalna/multimedialna. Przez to jednak miejsce znacznie traci na atmosferze. Nie mniej warto się tam udać, szczególnie na rekonstrukcję bitwy organizowaną co roku we wrześniu. Dopiero zresztą razem, oba muzea tworzą pełen obraz bitwy oraz jej wielkiego oddziaływania na wyobraźnię wieki później.

Komentarze

  1. Przepięknie napisane ? widać że to twoja pasja ?
    Uwielbiam tą historię, obejrzałam kilka filmów o tej bitwie, ale ty opisałaś zupełnie z innej strony,… masz talent !

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.