Bacharach jest malowniczym miasteczkiem skupiającym wszystko co reprezentatywne Reńskiego Romantyzmu. Samotne wzgórze zamkowe, średniowieczne baszty, gotyckie ruiny, brukowane uliczki i szachulcowe domki. A wszystko to u podnóży winodajnych pagórków. Nigdzie też nadreńska kultura winiarska nie jest bardziej żywa niż w Bacharach – mieście pod wezwaniem samego Bachusa. Tutaj nawet lody mają smak Rieslinga!
Bacharach mieści się w pół drogi między słynną skałą Loreley a turystycznym Rüdesheim, co czyni je idealną bazą wypadową do zwiedzania atrakcji Doliny Środkowego Renu. Mimo tego otulonemu przez trzynastowieczne mury miastu udało się zachować kameralny charakter.
Ołtarz Bachusa
Wyprowadzanie nazwy miasta od rzymskiego boga winnej latorośli nie jest może do końca poprawne. Nie tak dawno temu odkryto bowiem że jeszcze przed Rzymianami istniało tutaj celtyckie oppidum Baccaracum, od którego rzymscy osadnicy zapewne przejęli tą nazwę. Przez długie lata głęboko wierzono jednak, że wzięła się ona z łacińskiego „Bacchi Ara” – Ołtarza Bachusa. Tak bowiem nazywano charakterystyczny, czworokątny głaz znajdujący się blisko przeciwległego brzegu Renu.
Ołtarz Bachusa widoczny był jedynie przy niskim poziomie rzeki. Sądzono kiedyś, że w rzymskich czasach podpływali do niego bachanci aby składać na nim swoje ofiary. Później zaś ołtarz traktowany był jako ludowa wyrocznia. Gdy wyłaniał się spośród fal Renu, witano to z wielką radością. Zwiastowało to bowiem zawsze dobry rocznik.
Port przeładunkowy
Bacharach było strategicznie ulokowane na końcu przewężenia Renu, nazywanego Binger Loch. Kiedyś był to odcinek niemożliwy do pokonania przez większe statki. Towar (którym było przeważnie wino) musiał być więc transportowany od Bingen mniejszymi barkami, a następnie przeładowywany z powrotem na większe w porcie Bacharach. Miasto korzystało na tym nie tylko finansowo, ale także wizerunkowo. Ponieważ wszystkie statki z winem pochodziły de facto z Bacharach, całe wino z południa zwykło się nazywać Bacharacher.
Ten system przeładunków obowiązywał do połowy XIX w., kiedy to za pomocą dynamitu poszerzono Binger Loch. Wysadzono wtedy też Ołtarz Bachusa.
Wiekowe szachulce Bacharach
Nic tak nie mówi „dawno dawno temu” jak zabudowa szachulcowa. Bacharach jest dosyć małym miasteczkiem, liczącym nie więcej niż 2 tysiące mieszkańców. Średniowieczna „starówka” stanowi zatem w zasadzie większość miasta i pełna jest takich fantazyjnych pół-drewnianych domków, pamiętających epoki minione.
W 1840 podróżujący wzdłuż Renu Victor Hugo, opisywał je w ten sposób:
Gotyckie konstrukcje, chylące się i podpierające, jęczące i trzymające się z uporem w pozycji pionowej wbrew wszelkim prawom geometrii i równowagi
Upór ich musiał być naprawdę duży, gdyż większość stoi do dziś. Transformacja Bacharach z portu przeładunkowego w miasteczko turystyczne najwyraźniej im służy, część bowiem wydaje się nawet w lepszym stanie niż w roku 1840. Najstarszy budynek w mieście – adekwatnie nazwany „Altes Haus” – chwali się udokumentowanym rodowodem od 1368 r.. Niedawno przyjął pod swój dach nową restaurację.
Warowne miasto
Przez wieki tereny nad Renem były wielce niespokojnym regionem. Niespotykane nigdzie indziej stężenie zamków nie było wcale świadectwem dawnej potęgi Świętego Cesarstwa Rzymskiego. Wręcz przeciwnie: był to rezultat kompletnego rozbicia państwa i nieustających konfliktów wewnętrznych. Lokalni możnowładcy walczyli ze sobą o wpływy wznosząc kolejne fortece. Prowincja roiła się zaś od band rabusiów i dezerterów (przychodzą na myśl „Zbójcy” Fridericha Schillera). Skupione wokół warownych zamków miasta obudowywały się zatem szczelnie, aby zyskać namiastkę bezpieczeństwa.
Wiele z takich murów miejskich legło w gruzach gdy w wojnach zaczęto używać ciężkiej artylerii. Pochodzące z XIII w. mury Bacharach przetrwały jednak w niesłychanie dobrym stanie do dziś. Spośród 16 wież strażniczych 14 nadal stoi. Nikt już nie strzeże wejścia do miasta. Wciąż jednak wydaje się jakby kamienne bramy wzbraniały wstępu współczesnemu zgiełkowi, zamykając całe Bacharach w osobnej rzeczywistości.
Zamek Stahleck
Wysoko nad miastem wznosi się urokliwy zamek Stahleck, będący jednym z najstarszych zamków nad Renem. Wybudowany został na zlecenie biskupa Trewiru, jednak wielokrotnie zmieniał właścicieli i kształt. Obecne bajkowe wieżyczki to rezultat pełnej odbudowy przeprowadzonej dopiero w latach 20. XX wieku. Wcześniej zamek został wysadzony w powietrze przez wojska Ludwika XIV podczas wojny Francji z Ligą Augsburską.
Dzisiaj w odnowionym zamku mieści się schronisko młodzieżowe. Żałowałam bardzo, że nie wybraliśmy w nim noclegu, do czasu aż przyszło mi się wdrapać na strome wzgórze zamkowe, aby zwiedzić jego dziedziniec. Odbywanie tej trasy codziennie polecałabym tylko podróżnym regularnie dbającym o kondycję.
Kaplica św. Wernera
Oprócz zamku, nad dachami Bacharach wzrok przykuwają ruiny Wernerkapelle. Kaplicę w stylu wysokiego gotyku rozpoczęto budować pod koniec XIII w., lecz nigdy nie ukończono. W 1689 znacznie ucierpiała obrywając odłamkami zamku Stahleck, wysadzanego przez Francuzów (patrz wyżej). Pozbawione dachu ruiny zostały zakonserwowane w takim stanie. Dziś mogą oczarować swoimi strzelistymi łukami i pustymi witrażami. Kaplica skrywa jednak dość okropną historię:
W roku 1287 na plaży w Bacharach znaleziono zwłoki szesnastoletniego Wernera, chłopca z okolicy. Podejrzenia od razu padły na miejscowych Żydów. Mieliby oni rzekomo zamordować chłopca, aby pozyskać jego krew do swoich tajemnych rytuałów paschalnych. Tego typu teorie – tzw. „oszczerstwo krwi” – były w średniowieczu plagą Europy i przyczyną licznych krwawych pogromów ludności żydowskiej. Nie inaczej stało się w Bacharach, skąd zamieszki i prześladowania rozprzestrzeniły się na cały region i kosztowały wiele żyć.
Werner stał się obiektem kultu. Mimo iż nigdy nie został oficjalnie kanonizowany, czczony był jako święty i męczennik. Mieszkańcy chcieli mu wybudować wielką świątynię do której mogliby pielgrzymować wierni. I taki jest właśnie kontekst powstania „pięknej” kaplicy św. Wernera.
Rabin z Bacharach
Romantykom bezrefleksyjnie zachwycającym się ruinami Wernerkapelle o wydarzeniach tych postanowił przypomnieć Heinrich Heine. W powieści „Rabin z Bacharach” (1840) wskrzesił dawną multietniczną historię Nadrenii, przypominając że nad tą najbardziej niemiecką z rzek, swoją ojczyznę budowali przez wieki także niemieccy Żydzi. Dla nich była ona tak samo magiczna i pełna symboli. Starotestamentowe opowieści przenikały się tu z germańskimi legendami, zaś w szumie fal Renu obok pieśni Loreley usłyszeć można było także melodie Hagad.
W odróżnieniu od najbardziej znanego wiersza Heinego, powieść o rabinie się jednak nie przyjęła. W rezultacie poeta, który własnoręcznie ugruntował Reński Romantyzm nie miał wpływu na jego późniejszy kształt. Żeby było jeszcze smutniej, wszystkie barwne tradycje, które tak czule opisywał na kartach powieści, były dla niego samego na zawsze utracone. Pochodzący z żydowskiej rodziny Heine w młodości wyrzekł się wiary swoich ojców i przeszedł na protestantyzm licząc, że otworzy mu to drzwi do dalszej kariery na uniwersytecie. Spoiler: nie otworzyło.
Nigdy nie dowiemy się już, co tak naprawdę przydarzyło się nieszczęsnemu Wernerowi. Ruiny kaplicy zachowano jednak aby przypominały do czego prowadzą nienawiść i uprzedzenia. Obecnie na miejscu można znaleźć tablicę informującą o tej historii z modlitwą pokutną papieża Jana XXIII.
Rieslingowe wzgórza
Zaraz za bezpiecznymi objęciami murów miejskich rozciągają się słynne winnice Bacharach. Kręte dróżki prowadzą pomiędzy wygrzewającymi się na słońcu krzaczkami rieslinga. Z herbów na tabliczkach dowiedzieć się można, w której winiarni serwowane są plony danego poletka. Część porasta stoki tak strome, że uprawę na nich nazywa się całkiem zasłużenie „winiarstwem heroicznym”.
Krótki spacer zaprowadził nas do punktu widokowego Postenturm. Z tej przebudowanej strażnicy rozciąga się najpiękniejsza panorama Bacharach. Przez wieżę prowadzi szlak Rheinburgenweg, łączący wszystkie zamki na lewym brzegu Renu. Wędrując na południe dotrzemy do Trechtingshausen i zamku Rheinstein. Na północ szlak prowadzi do zamku Pfalzgraffenstein. Gdybyśmy zaś odbili na zachód, w głąb lądu, odnaleźć moglibyśmy zapomniane ruiny zamku Stahlberg.
Degustacja wina w Bacharach
Tak wiele możliwości, tak mało czasu… Zrobiliśmy zatem jedyną rozsądną rzecz i wróciliśmy na dół do Bacharach, aby się napić 😉
Wybór lokalu okazał się nie lada wyzwaniem, gdyż co drugi szachulcowy dom zdobi szyld dumnie ogłaszający, że wewnątrz mieści się Weingut – czyli winiarnia.
Nas interesowała jednak specyficzna usługa, a mianowicie degustacja wina. Tę zaś oferują w Bacharach trzy winiarnie Fritz Bastian, Karl Heidrich i Toni Jost.
Zdecydowaliśmy się na tę pierwszą, głównie ze względu na przepiękny ogródek opleciony przez kwiaty wisterii i połączenie z restauracją, w której serwują Flammkuchen. To taka germańska pizza, u nas nazywana tartą alzacką, w Alzacji zaś tarte flambée. Cudowny wynalazek.
W ramach degustacji otrzymaliśmy karuzelę 12 kieliszków, demonstrujących rozpiętość smaków win spod znaku Fritz Bastian. Dla mnie była to pierwsza degustacja wina. Zasady są jednak proste i dostępne dla wszystkich bez względu na doświadczenie. Każdemu winu należy poświęcić odrobinę uwagi i zbadać je kolejnymi zmysłami: wzrokiem, węchem i smakiem. Następnie można próbować opisać jakie aromaty się wychwyciło. Nie ma odpowiedzi złych, gdyż każdy odbiera smaki inaczej. Za to wymienianie się indywidualnymi doświadczeniami jest doskonałą zabawą i ćwiczeniem w nazywaniu rzeczy nienazywalnych.
My zaczynaliśmy nieśmiało wykrywając oklepane nuty cytrusów, wiśni czy przypraw korzennych. Jednak wraz z kolejnymi kieliszkami coraz bardziej puszczaliśmy wodze fantazji i tak powstawały opisy takie jak „cukrowa dętka rowerowa”. Jak się później dowiedziałam nie było to wcale abstrakcyjne porównanie, gdyż w długo leżakujących rieslingach często pojawiają się nuty benzynowe, kojarzone także z naftą, olejem lub gumą.
Koniec końców do domu wróciliśmy jednak zachowawczo z butelką kwiatowego Spätlese gdyż krzesało najwięcej radości~